Tak mnie jakoś naszło po pierwszym listopada… Pamiętam taką scenkę gdy podczas upalnego dnia, w samo południe piliśmy zieloną zimną herbatę prosto z lodówki u Pana Maekawa. Tak. Zielona herbata od pewnego czasu stała się w moim domu napojem boskim. Jest cały ceremoniał związany z jej parzeniem o którym opowiem przy najbliższej okazji. Zapytałem się ich czy wierzą w Boga? Odpowiedzieli pytaniem. - Kto jest Bogiem, dla was, Europejczyków? - To taki starszy dobrotliwy pan z brodą – nie wiedziałem jak im to wytłumaczyć. Potem długo opowiadałem o tradycji chrześcijańskiej, trójcy przenajświętszej, o tym, że Bóg jest sprawiedliwy i dobrych nagradza a złych karze. Słuchali z uwagą i byli bardzo zaskoczeni, chyba nie za bardzo wiedzieli o co mi chodzi. - A wy wierzycie w Boga? - My wierzymy w duchy naszych przodków i cesarza.
- Czy dla was cesarz jest Bogiem? Zaraz się jednak zreflektowałem, że to pytanie może być zbyt dosłowne i zadałem je jak typowy Europejczyk, który zadaje proste bezpośrednie pytania i takich samych oczekuje odpowiedzi. A może typowy Japończyk nie zastanawia się w ogóle czy Bóg jest czy go nie ma? Dlatego też i pytanie czy cesarz jest Bogiem jest bez sensu. Podstawową religią jest w Japonii obok buddyzmu shinto, które zakłada istnienie niezliczonej ilości bóstw i bogów. Bogowie ci są dobrzy i źli, nieokiełznani, złośliwi i grubiańscy lub prawi i sprawiedliwi. W pewnym sensie japońskie bóstwa przypominają te wzięte z mitologii greckiej. Dla nas grecki panteon jest z jednej strony ciekawy a z drugiej śmieszny – kto w dzisiejszych czasach wierzy w Zeusa lub oddaje cześć bogini płodności? A jednak W tym momencie wtrącił się Koichi Kuyama, mój japoński tłumacz, który kilka lat spędził w Polsce studiując słowiańską literaturę i napisał pracę doktorską z poezji Mickiewicza. - W Japonii cesarza nie wielbi się za to co zrobił. Jego się wielbi za to, że jest. Chrystus dawał przykład, jak postępować, dzielił uczynki ludzkie na dobre i złe. Cesarza nie rozpatruje się w tych kategoriach. Cesarz nie jest ani dobry ani zły. To po prostu cesarz. Japończycy go ubóstwiają bo do dzisiejszego dnia daje im siłę wynikającą z 2 600 letniej tradycji, od tylu bowiem lat jest dla nich świętością. On po prostu był, jest i będzie, a to dla Japończyków było i jest najważniejsze. - To tak jak królowa angielska? - W pewnym sensie. Królowa ma przypominać o potędze korony brytyjskiej, ciągłości tradycji i wieczności tego co stworzyli Anglicy. Nikt jej nie wielbi za to co zrobiła. Ale w odróżnieniu od Japonii nikt królowej w Anglii nie uważa za bóstwo. Cesarz przez wiele stuleci był w Japonii postacią marionetkową. Nie miał żadnej władzy. Prawdziwą władzę mieli shogunowie czyli wojskowi namiestnicy mający pozycję dyktatorów i to oni prowadzili wojny, najeżdżali sąsiednie prowincje i odpierali ataki wrogów. Nikomu jednak przez te wiele, wiele lat nie przyszło do głowy, aby cesarza zdetronizować. - W tym kontekście można wytłumaczyć fenomen kamikadze, legendarnych samobójców z okresu Drugiej Wojny Światowej. Kamikadze, co znaczy ni mniej ni więcej tylko „boski wiatr” oddawali bez zastanowienia życie za cesarza. Odwiedziłem wiele japońskich domów i w każdym z nich nieodłącznym elementem jest mały ołtarzyk usytuowany w centralnym miejscu największego centralnego pokoju. - Tu mieszkają duchy przodków – powiedziała mi Pani Yasutake. Bardzo mi odpowiada takie postrzeganie Boga. W tradycji chrześcijańskiej ciągle straszeni jesteśmy ogniem piekielnym. Grzech ma wiele wcieleń. Tak naprawdę religia ta jest oparta na strachu. Przez długi czas jeszcze w podstawówce byłem ministrantem i służyłem do mszy. W tym okresie bardzo często miałem jakieś poczucie winy. Z czegoś tam musiałem się ciągle spowiadać i wyznawać swoje grzechy. W tradycjach ludów wschodu grzeszą…sami bogowie. Są oni pośród swoich dzieci i wnuków. Jakby mieszkali razem z nami. Ludźmi. Przez to stają się nam bardziej swojscy i bliscy. Po prostu ludzcy. |